Zaczniemy bez nudnego wstępu i przejdziemy od razu do sedna dzisiejszego wpisu. Opiszę w pełni stworzony przeze mnie system zbierania i ponownego wykorzystania deszczówki w moich uprawach. Zbieranie deszczówki – ja osobiście nie nawadniam nigdy trawnika, ponieważ uważam, że nawet deszczówka jest zbyt cenna do tego celu, jednak jeśli Wy nawadniacie trawnik wodą z sieci, to zachęcam do lektury moich doświadczeń. Będzie taniej, szybciej i zdrowiej dla trawnika, portfela i świata.
Na początku warto zaznaczyć, że w 2021 roku miał miejsce program „Moja woda„, który miał za zadanie wspieranie wszelkiej formy retencji, głównie w przypadku właścicieli domów jednorodzinnych. Szczęśliwie się złożyło, że właśnie w tym roku planowałem stworzyć instalację do zbierania deszczówki. Lato 2020 było bardzo suche, temperatury były bardzo wysokie. Zużyłem mnóstwo wody ze studni, przede wszystkim do podlewania papryk w tunelach, ale również warzyw w polu. Nie czułem się z tym dobrze, starałem zbierać wszelką deszczówkę. Jednak było jej na prawdę niewiele w okresie Lipiec-Sierpień i bardzo często musiałem posiłkować się pompowaniem wody ze studni. Dlatego w kolejnym roku planowałem instalację podziemnego zbiornika na deszczówkę. W wielkim skrócie, wybrałem zbiornik, wypełniłem i złożyłem wniosek do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Jeleniej Górze, a w międzyczasie (zgodnie z regulaminem) przystąpiłem do realizacji całej instalacji.
W wielkim skrócie napiszę na co zwrócić uwagę przy wyborze zbiornika na deszczówkę. Przede wszystkim musicie znać jakie warunki geologiczne panują na głębokości usadowienia zbiornika. Jest to bardzo ważne, bo dzięki temu sprzedawca będzie mógł zaoferować odpowiedni model. Zbiornik na podłoże gliniaste, ciężkie jest zupełnie odmienny od zbiornika na podłoże piaszczyste.
Ja wybrałem tworzywo. Nie będę opisywał, że jest lepsze od betonu bo będę to wiedzieć najwcześniej za 10 lat. Dodam może tylko, że montaż zbiornika z tworzywa jest łatwiejszy niż betonowego. Poradziłem sobie z tym sam, z betonowym nie byłoby już tak różowo.
Jak można wywnioskować z nagłówka, wybrałem podziemny zbiornik o pojemności 6000l. Oczywiście im większy tym lepszy, jednak zawsze warto szukać zdrowego kompromisu. W trakcie sezonu część zużytej wody zostanie odtworzona w postaci nowych opadów (w Polsce najwięcej deszczu spada w Lipcu).
Nawet największy sezonowiec działkowy wie, że warzywa na działce nie podlewa się lodowatą wodą. Oczywiście to prawda i podlewanie ogórków, pomidorów czy papryk wodą prosto z podziemia mocno zestresuje nasze rośliny. Oczywiście nie spowoduje ich obumarcia, ale może na kilka dni ograniczyć ich wzrost, a ryzyko porażenia chorobami może wzrosnąć. Szczególnie w uprawie ekologicznej nie możemy na to sobie pozwolić i dlatego podlewamy wodą o około 20℃. Co zatem zrobić, gdy mamy spory „kapitał wodny” pod ziemią? Takie pytanie zadałem sobie. Wymyśliłem sobie, że można stworzyć coś na zasadzie bufora. Czyli woda, która będzie trafiać do podziemnego zbiornika będzie nadwyżką z wody, która w obecnej chwili nie może być zebrana w zbiorniku nadziemnym.
Po jednej i drugiej stronie dachu zamieściłem tzw. Mauzery o pojemności 1000l, w każdym z nich zamontowałem na samej górze w bocznej ścianie uszczelki wlotowe fi50, które działają na zasadzie przelewu, oczywiście cały rynnowy spust wpada do Mauzera. Jeśli zbiornik jest już pełny, to nadwyżka wody przelewa się do podziemnego zbiornika. To rozwiązanie sprawia, że od Maja, kiedy z reguły zaczynam nawadniać w tunelu mam zgromadzone około 2000l ciepłej wody deszczowej (czyli najlepszej wody do nawadniania). Wszelka nadwyżka jest gromadzona w podziemnym zbiorniku, która z pewnością przyda się w Lipcu, Sierpniu, a ostatnimi sezonami to i Wrzesień jest niezwykle suchy.
Rzeźba mojego terenu ma jeszcze jedną zaletę. Dom jest usytuowany w najwyższym punkcie, tunele i pola są ulokowane jakieś 2m poniżej poziomu sadyby. Dzięki temu wszystko nawadniam z wykorzystaniem zjawiska ciśnienia hydrostatycznego. Nie trzeba nosić konewek, wszystko podlewam wężem, choć oczywiście w obu Mauzerach mam wykonane trójniki, które pozwalają na czerpanie wody do wiadra czy konewki.
Gdy oprowadzam kogoś po farmie często pada pytanie dlaczego nie zainwestuję w linie kroplujące?
Linia nawadniająca to oczywiście super sprawa, nie jest ich przeciwnikiem, ani trochę. Jednak traktuję swoją uprawę nadal jako mikroskalę. To rzemieślnicza robota i nie ma jej też na tyle dużo by odcinać się od niej zupełnie. W dodatku nie stosując żadnych oprysków czy nawożenia mineralnego warto chociaż raz w tygodniu przejść się pomiędzy krzaczkami. Zerknąć na nie, czy czasem się nie pojawia mszyca lub jakiś grzyb zaatakował liście papryczek.
Oczywiście, gdybym miał 1 ha tuneli nie mógłbym sobie pozwolić na ręczne nawadnianie. Jednak w Rykowisku nie mamy za cel zwiększanie produkcji aż na taką skalę. Z czasem nasze priorytety się zmieniły. Nieustanny rozwój i gonienie za ostatnio modnym „skalowaniem biznesu” nie jest już naszym „targetem”.
Dlatego nadal nawadniam osobiście każdy krzaczek zebraną deszczówką. A wodę z przydomowej studni oszczędzam jedynie do picia, gotowania i sprzątania (pranie + zmywarka).
Dodaj komentarz