Moja pasieka składała się na początku sezonu jedynie z 1 ula. Jednak to sprawiło, że sporo nauczyłem się o wykonywaniu odkładów, czyli korzystania z naturalnego podziału rodzin pszczelich wiosną. W dzisiejszym wpisie opiszę krótko jak przebiegło wykonanie takiego odkładu oraz przedstawię miody, jakie udało mi się pozyskać.
Osypanie się jednej z rodziny trochę mnie zaskoczyło wiosną. Jednak z drugiej strony ta rodzina wyraźnie odbiegała od drugiej jeśli chodzi o wydajność miodu, liczebność i ogólny wigor. Gospodaruje na ulach Dadant 10 ramek, więc ogólnie moje rodziny są dość liczne, jeśli tylko mają ku temu warunki. Na początku wiosny, gdy przezimowana rodzina stała się już bardzo liczna, dołożyłem po prostu drugi korpus gniazdowy. Gniazdo zabrałem w dniu wykonywania odkładu. W dodatku podczas wykonywania odkładu uśmierciłem lub zrzuciłem matkę, więc miałem de fakto dwie rodzinki bez matek. Te, miałem odebrać dopiero za 10 dni, więc było sporo walki z matecznikami ratunkowymi. Finalnie matki zostały przyjęte. Zdecydowałem się na rasę Sklenar G10, czyli wyróżniająca się łagodnością rasa pszczół z Austrii. I faktycznie przy pierwszych już przeglądach, pszczoły stały się o wiele spokojniejsze. A przede wszystkim po otwarciu ula i wylewają się na boki. Nawet przy kilkuminutowym otwarciu Dadanta pszczoły nadal zajmują wyłącznie ramki.
Sezon miodowy 2025 uznaję, ogólnie mówiąc, za udany. Udało mi się pozyskać po raz pierwszy aż trzy rodzaje miodów. Wykonałem również pierwszy w swoim życiu odkład pszczeli i podmieniłem matki. Więc poza samym miodem, wlałem sporo nowej wiedzy do swojej głowy. Poniżej znajdziecie krótką historyjkę, związaną z każdym miodem, który obecnie mam przyjemność Wam zaoferować.
Na kwitnienie lip czekam co sezon z niecierpliwością. Czasem bywa lepiej, a czasem gorzej. W tym roku jednak nie ma żadnego powodu do narzekania, jeśli chodzi o miód lipowy. Jeden z najpiękniej pachnących miodów górskich. Lipa obficie kwitła i nektarowała. W 2 tygodnie nadstawki wypełniły się cudownym miodem o złotej barwie. Pierwsze wirowanie tego miodu wykonałem z ula matecznego, gdzie rodzina po kilku tygodniach od odkładu odbudowała liczną populację i zebrała miód lipowy w ilości 9 słoików, czyli około 10.8 kg. Jak na warunki na mojej pasiece, to miód jest niezwykle czysty, można rzecz gatunkowy. Pszczoły widocznie skupiły się wyłącznie na odwiedzaniu kwiatów lipy. A tej nie brakuje u nas w obrębie 3 km.
W tym roku uzyskałem ze swojej pasieki aż 3 rodzaje miodu. Dzięki nabytej miodarce mogłem w pełni kontrolować proces miodobrania i przeprowadzać go w najlepszym momencie.
Oczywiście sezon miodowy rozpocząłem odwirowaniem sporej ilości miodu rzepakowego, który co roku bliżej lub dalej zakwita na polach w gminie Bolków. Odkład dopiero co został wywieziony 10 km od mojej pasieki, więc miód zabierałem jedynie z matecznego ula. Finalnie wyszło 11 słoików z tego ula, czyli około 13.2 kg, co uważam za bardzo dobry wynik, jak na rodzinę, z której wykonałem odkład. Miód jest bardzo dojrzały, szybko skrystalizował i ma piękne wykwity glukozy na górze.
A na koniec ciekawa historia z rodzinki, którą utworzyłem z odkładu wiosną. Wiosną wywiozłem go 10 km od domu, aby pszczoły nie wróciły do swojej rodzinki. Umieściłem je w starym sadzie i choć kwitnienie jabłoni, czereśni czy wiśni było już dawno za nami, to liczyłem na zbiór akacji lub lipy. I tak też planowałem zabrać odkład z powrotem do siebie po zakończeniu kwitnienia lipy. Całe szczęście, że rozdzieliłem wirowania pierwszego i drugiego ula. Gdy przywiozłem ramki i zacząłem je wirować, okazało się, że uzyskujemy miód spadziowy ze spadzi iglastej. Byłem bardzo miło zaskoczony i cieszyłem się, że będę mógł zaoferować tak szlachetny produkt ze swojej pasieki. Miód ma wspaniały aromat melasy, jest bardzo płynny i delikatny. To zdecydowanie produkt pszczeli z Gór Kaczawskich, który warto skosztować.

Czas zbiorów w pasiece już się zakończył. Jeżeli pszczoły nazbierają ewentualnie bardzo dużo miodu np. z nawłoci to wykonam jeszcze jedno wirowanie, jednak na bazie tego miodu nastawię miód pitny. Istnieje bowiem ryzyko, że pszczoły przeniosą część syropu cukrowego do nadstawek i taki miód będzie po prostu oszukany. Co niestety podobno jest nie tak rzadką praktyką. Podaje się pszczołom syrop cukrowy, pszczoły to pobierają, usuwają wodę, potem się to wiruje i sprzedaje jako „miód”. Trzeba na to uważać, bo to wyjątkowo nieuczciwe działanie, a takie miody nie mają nic wspólnego z pradziwym. Choć dla samych pszczół raczej nie stwarza to większego zagrożenia.
A dlaczego ja podaję taki syrop pszczołom? Otóż sierpień to miesiąc, w którym niewiele roślin już kwitnie. Mam na myśli, że nie kwitnie w takiej obfitości jak choćby rzepak, lipa czy akacja. Większość zapasów pszczół w postaci miodu zabrano im. Więc jest to moment, w którym pszczelarz musi dać coś w zamian pszczołom. Pojawienie się takiego syropu, daje bardzo silną informację rodzinie, że jest „pożytek” i można się nadal intensywnie rozmnażać. Jest to bardzo ważny etap. Im bardziej liczna i silna rodzina przed zimą, tym łatwiejsza zimowla i lepszy start kolejną wiosną.
Dodaj komentarz